Gdy treść książki jest naga to z pomocą przychodzi projektant graficzny  lub ilustrator

Gdy treść książki jest naga to z pomocą przychodzi projektant graficzny lub ilustrator

          W tym artykule chciałbym nieco przybliżyć wam proces tworzenia okładki, którą zaprojektowałem do książki pt. „Nie otwieraj na stronie σ” – Antologii Opowiadań. Dla mnie była to ekscytująca podróż – w szczególności, że bardzo ważną jej częścią była eskapada do śmietnika. Jednak czego się nie robi dla dobrej okładki - ale po kolei…

          Zaprojektowanie okładki to zawsze duże wyzwanie, ale również super fajna przygoda – oczywiście wszystko zależy od tego jak projektujemy i co. Obecnie okładka jest bardzo istotna dla wydawców oraz księgarzy. To właśnie ona zapewnia książce jej zewnętrzną prezentację sygnalizując jednocześnie jej zawartość, niejednokrotnie budując więź między autorem a wydawnictwem.
W dzisiejszych czasach kanałem dystrybucji dla twórczości danego autora jest Internet oraz sklep stacjonarny więc dla czytelników grafika tytułowa stanowi swego rodzaju wizytówkę wydawnictwa oraz zapowiedź tego jak może wyglądać jego podróż w głąb książki. Tym samym, okładka może zadziwić, rozśmieszyć czasem nawet wzruszyć, jest jednocześnie obrazem, ilustracją i reklamą. Jak więc widzimy, znajduje się tu wiele zmiennych, które wpływają na czytelnika, a o których trzeba pamiętać. O tyle, o ile zaprojektowanie treści książki jest zazwyczaj ograniczone wytycznymi wydawnictwa – tak przy projekcie okładki ilustratorzy, czy projektanci graficzni mają więcej swobody. Dlatego nie można się ograniczać i czasem należy wręcz eksperymentować!

Image

          Nie ma gotowych recept na udaną okładkę ani tym bardziej szablonów, które wystarczy zaadaptować by zadowolić konkretne potrzeby wydawnicze (oczywiście nie mówię tu o szablonach, czy rozrysach technicznych, bo to musimy zrobić zgodnie z wytycznymi drukarni). Wszystko tak naprawdę zależy od jakości i rodzaju tekstów oraz ambicji wydawców. W przypadku projektu Antologii Opowiadań, wydawca dał mi wolną rękę, zaznaczając tylko, że musi być mrocznie, dość brudno (nawet może pojawić się krew gdzie niegdzie) oraz, że książka winna sprawiać wrażenie „tajemniczo sfatygowanej” – wiecie, jak w jakimś horrorze, gdzie grupka ludzi znajduje w piwnicy lub na strychu zakurzony wolumin, który okazuje się jakimś piekielnym portalem dla udręczonych dusz i demonów. Tak to widziałem w swojej głowie. Pomyślałem sobie, że skoro okładka z założenia – niezależnie od wymienionych przeze mnie wcześniej funkcji wizualnych – ma za zadanie chronić treść, którą skrywa, osłaniać przed wilgocią, brudem, uszkodzeniami powodowanymi eksploatacją i naciskiem, to czemu by właśnie tych rzeczy nie pokazać na tej właśnie książce. Dzięki temu doprowadzimy do wrażenia estetycznego, w którym to książka wyda się jakby dopiero co znaleziona w piwnicy czy nawet na śmietniku – porzucona, niechciana, zniszczona w sposób świadczący o jej wielokrotnym użytkowaniu, ale przez to tajemnicza i intrygująca. I wtedy pomyślałem, że materiały i tekstury, które będę mógł wykorzystać do zaprojektowania powyższej okładki znajdę właśnie na śmietniku lub w piwnicy. Ruszyłem więc w tą ekscytującą i niebezpieczną podróż w piwniczne i śmietnikowe odmęty, gdzie na każdym rogu czaiły się pajęczyny, robale, brud, ciemność i bliżej nieokreślone precjoza, wyrzucone lub porzucone przez ludzkie społeczeństwo. Nie będę się zagłębiał w szczegóły poszukiwań inspiracji i tekstur – niestety nie wszystkie historie nadają się by ujrzeć światło dzienne. W każdym razie z tego całego ambarasu udało mi się wyłuskać parę zgniłych desek, powyginanych zardzewiałych blach, trochę zniszczonego papieru i starą skórzaną torebkę – a przynajmniej jej pozostałość (przynajmniej tak mi się wydaje, że to była kiedyś torebka lub teczka – no nieważne). Następnym krokiem było wykonanie bardzo dobrej jakości zdjęć tych cudownych skarbów, a reszta to już czysta projektowa zabawa – połączenie wyobraźni z niesamowicie wysokimi umiejętnościami w wykorzystaniu Photoshop’a (wiem, jestem bardzo skromną osobą). Odpowiednie dobranie typografii – i voilà! Okładka powstała. Ładna a zarazem brzydka. Połączenie tradycji z nowoczesnością. Zapomniałbym, że jeszcze po drodze było „parę” uwag od wydawcy, ale koniec końców udało się osiągnąć konsensus i wydaje mi się, że mój projekt jest dość klimatyczny oraz oddaje to, co może się znajdować w środku.

Image
Image

Kończąc mój długi monolog, pozwolę sobie na swoiste podsumowanie. Projektowanie okładek jest – podobnie jak  inne dziedziny dizajnu – swego rodzaju pracą translatorską, polegającą na poszukiwaniu formy, na jaką można by przełożyć charakter książki. Projektowanie wymaga nawiązania dialogu z tekstem, z płynącą zeń wiedzą, z odautorskim przekazem. Jest wydobywaniem
z tekstu pewnego wyobrażenia, które należy zachować, zastanowić się nad nim i przestawić w formie wizualnej. Chodzi także o to, żeby poszukiwać czegoś nowego.